Uparłam się na na maszynę do szycia. Będę szyła - postanowiłam twardo. Przekonałam męża do zakupu powyższej. Zakupiona leżała...ponad miesiąc, aż postanowiłam do niej zasiąść. Pokupowałam cuda-niewidy...jak najbardziej potrzebne i wyjątkowo konieczne natychmiast :) A czas leciał...Nie noooo - mówię sobie, przecież trzeba coś uszyć. Więc na pierwszy ognień poszła gąska. Po całych problemach z nitkami, ich zakładaniem, zrywaniem, plątaniem, uciekaniem i zbijaniem dałam radę.
Może teraz już pójdzie lepiej...
hehe, jaka fajna;D
OdpowiedzUsuńDzięki...a jak się napociłam żeby powstała...
Usuńdomyślam się, że nie było...kolorowo;p
OdpowiedzUsuńwiem po sobie...btw, to kiedy szary kotek?;p
Kotek nawet, nawet, ale jest za "dobry" dla mnie, poczekamy to nie będzie myszy przypominał :)
Usuńheheh, zatem zaczynam odliczanie, bo nastąpi to niebawem;)
OdpowiedzUsuńNo jak bum cyk cyk, królik będzie prędzej :) Ach no i nowe bransoletki muszę wykonać, prawda??
UsuńJest cudna! świetny kolor i do tego te urocze nózki <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazła wielbicieli. Już widzę jak się rumieni :)
Usuńpiękna gąska!!! i to początek :). Czekam na więcej!!!
OdpowiedzUsuńściskam!
Oj, skoro tak, to muszę się zmotywować do roboty :))
UsuńMusisz :))
UsuńBrawo :) Gąska świetna! Grunt to się nie poddawać na początku, potem będzie z górki :)
OdpowiedzUsuńCo prawda to prawda. Początki bywają różne, ale jaka potem satysfakcja :)
Usuń