Leżały chwilkę w poczekaniu na inspirację. Gdy ta nie nadchodziła weszło sumienie i chęć podokańczania prac. W taki sposób pączki zostały skończone. Teraz na swoją kolej czekają następne w ciemnej polewie.
Nie obyło się też bez kolejnej zamówionej bransoletki.
ta bransoletka...jak dla mnie;)
OdpowiedzUsuńW sumie mogłaby być :)
UsuńPączusie jak żywe... znaczy: jak prawdziwe! :D
OdpowiedzUsuńHaha, jak żywe, to dobrze :)
UsuńPozdrawiam
Oj kusisz tymi pączusiami. Dobrze ze są niskokaloryczne:)
OdpowiedzUsuńNawet bardzo niskokaloryczne, tak bardzo, że każda z Nas może sobie na kilka pozwolić :)
UsuńPozdrawiam
piękne, te twoje polewy są nie do opisania *.*
OdpowiedzUsuńCzyli mój trud na coś się przydał. Jestem mile podbudowana.
UsuńPozdrawiam.
Podziwiam dokładność! Wyglądają jak prawdziwe, aż mi się zachciało słodkiego :D
OdpowiedzUsuńTo szybciutko Leć po coś do przekąszenia, a w razie czegoś u mnie są nietuczące :)
UsuńPozdrawiam.