Co z dzisiejszym dniem było nie tak? Może jakieś specyficzne ułożenie gwiazd, albo pełnia...
Jak tylko wstałam rano to już czułam, że coś nie halo...czułam, czułam, a jak poszłam odwiedzić mojego psa to poczułam jeszcze dokładniej...to co zobaczyłam w miejscu gdzie śpi.....rany Bossskie. Wczoraj nam uciekł (też mi nowina...) więc dziś jak tylko się dało pozbywał się niechcianej zawartości żołądka i jelit. Dzięki Carlos. Ty nie zawodzisz. Dobrze, że moje chłopaki dali mi się uporać z tym całym bajzlem.
A potem...wiecie, już poszło. Szklanka, jedno jedyne miejsce z błotem na podwórku i oczywiście mój S. w nim siedzi i krzyczy..., uwalona bluzka tłuszczem, przesikane łóżeczko D. No, nazbierało się tego dzisiaj. Jak mój P. wrócił z pracy to już wiedział, że muszę wyjść :) Wyszłam, odwiedziłam sklep z kosmetykami, wróciłam, lepiej mi :)
A jak już mi lepiej to mogę pokazać Wam kilka zakładek do książek, które robiłam w ostatnim czasie dla znajomej książkoholiczki...jeśli tak mogę ją nazwać.
Jakoś ciężko mi było dobrze pokazać tą zakładkę z muffinką...
Udanego weekendu :)
Karina
Śliczne zakładki, a historia dnia ciekawa :D
OdpowiedzUsuńCudowne zakładki ;)
OdpowiedzUsuńheheh, czyli dni podobne mamy, jakie to zabawne i wcale nie to nie dziwi:D
OdpowiedzUsuńco do zakupów, też sobie wczoraj wyszłam, nikt mi nie biadolił, nie stękał, nie płakał....samaaaaa ze sobą, cudownie!!!!
Staram się to praktykować coraz częściej...i wcale nie musi być szał zakupowy, najważniejsze, to zresetować umysł, ciało i z nikim wówczas nie gadać, przynajmniej ja tak mam. Myślałam, że się nie da, nieee, da się i jest bosko!
Aaaa, zakładki, fajne, fajne....ja "powróciłam" do kultury czytania i bardzo się cieszę, że znajduję na to czas, w końcu nie samym fejsem człowiek żyje, a książek przybywaaaa, choć u rodziców jeszcze sporo leży i CZA by to w końcu ogarnąć:)